Dzisiaj może odrobinę inaczej, trochę historii, wspomnień…
Tutaj wspominałem już, że pierwszą osobą, od której usłyszałem o zarobkowej grze w karty, był Marcin. Co ciekawe Marcin w części technicznej odpowiada dzisiaj za projekt PreflopSolved. Potem był Tomek. I dwa wspólne wyjazdy do USA na Work&Travel. Do pracy. Naprawdę ciężkiej pracy. 12h na nogach, najczęściej w nocy, bo płacili więcej. Na taśmie w drukarni, która musiała zasuwać bez przerwy, aby zdążyć z porannym wydaniem „People”. Żeby przygłupi, otyły Amerykanin mógł się na czas dowiedzieć co tam na odwyku u Britney Spears. Nie, żebym uważał, że każdy Amerykanin jest głupi i otyły. Ale ten, którego interesuje życie Britney Spears, ma duże szanse takim być.
A więc jeden z tych wyjazdów był kluczowy jeśli chodzi o moją pokerową przyszłość. Czy bez niego siedziałbym teraz w korpo, testując kod sql jakiegoś dewelopera, który moją pracę traktuje jako zbędny element cyklu programowanie? Być może. A może poker zaskoczyłby mnie z innej strony? Wierzycie w przeznaczenie? Ja nie.
Tak naprawdę tam się to wszystko zaczęło. W ojczyźnie pokera – U S and A. Najpierw pierwsze konto na PartyPoker. Dosyłam skan paszportu, bo już wtedy Amerykanie nie mogli grać na tym roomie. Pierwszy nick niezbyt wyszukany, coś w stylu „pbrzes”. I pierwsze turnieje oraz cash pod czujnym okiem trenera Tomka. W przerwach pomiędzy 12-godzinną zmianą, imprezą oraz pisaniem pracy magisterskiej – groziło mi wówczas wyrzucenie z seminarium magisterskiego, jeśli do końca wakacji nie znajdę tematu pracy i nie napiszę wstępu. Na szczęście organizm 25-latka spać nie musi, wystarczą 2-godzinne drzemki od czasu do czasu i multiwitaminy w płynie.
Tak naprawdę g… wiemy o tej grze. Moja strategia turniejowa opiera się na graniu za wszystko, nieważne czy 5bb, czy 100bb, z top 5-15% rąk, w zależności od nastroju. Ale ziarno zostało zasiane. Na laptopie obok leci relacja z WSOP na ESPN. Nie wiem jak i dlaczego, przecież nie znam tych ludzi, a jednak wciąga. Wybieramy swoich faworytów i im kibicujemy. Kto pamięta choćby Hevad Khan’a i jego cieszynki? I chyba, co najważniejsze, Tomek wygrywa na cashu. Niewiele, jakieś 10-30$ dziennie. Jednak szybka kalkulacja 30dni x 20 dolarów x 3 złote = w Polsce będę królem.
Ja jednak co wygram, to przegram. Wypada coś z tym zrobić. Na forach pokerowych, czy jakichkolwiek innych jakoś nigdy się nie odnalazłem. Trzeba rozmawiać z ludźmi, których się nie zna, ani nie widzi, regularnie odświeżać wątek, a 90% postów to internetowe trolle. Próbuję z innej strony. Zamawiam Świętego Grala – serię Harrington on Holdem, legendarną książkę o pokerowej strategii pisaną przez biznesmena/inwestora giełdowego. Rezonuje ze mną, iż napisał ją umysł ścisły. Pozostaje znaleźć czas na czytanie, tylko nie ma za bardzo gdzie go wcisnąć. Snu jest już i tak jak na lekarstwo. Ale zgodnie z „jak nie chcesz, to zawsze znajdziesz wymówkę, jak chcesz to, znajdziesz rozwiązanie”, zaczynam czytać w pracy. W trakcie kilkuminutowych przerw, które wypadają kiedy maszyna się zatnie, ty już zdążyłeś wylizać podłogę wokół siebie, a kierownik akurat nie patrzy. I tak wciągnąłem pierwszy tom, może nawet większość drugiego. Resztę przyszło mi dokończyć w Polsce. Jest to kolejny kamień milowy na mojej pokerowej ścieżce. Dowiaduję się jak matematyka, logika i informacje o przeciwniku decydują o naszej strategii. Tu nie ma przypadku. Jest tylko wariancja.
Uzbrojeni w nową porcję wiedzy decydujemy się na pierwszy wypad do kasyna z kolegami z taśmy, lokalnymi gamblerami, pochodzącymi z Meksyku. Turniej za niecałe 100 USD. Sporo. Jakieś 10 godzin zasuwania na maszynie. Stres jest niesamowity, spocone rączki się trzęsą. Do tego mój angielski raczej słaby. Słucham, jak krupier opowiada o zasadach, choćby o tym, że żetonów przesuniętych za linię wyrysowaną na stole, już cofnąć nie można. Godzinę później przypadkiem przesuwam garść chipsów za kreskę, nawet nie będąc w rozdaniu. Zaraz szybko cofam, bojąc się, że mi je zabiorą za złamanie zasad. W turnieju udaje mi się nawet chwilę pograć, ale odpadam w końcu AQs na 55. Trochę wkurzony, trochę z poczuciem ulgi, że cały ten stres już za mną, odchodzę od stolika. Ale wiem, że na pewno tu wrócę.
Fajnie się czyta